sobota, 29 sierpnia 2015

7. ,,Wcale nie chcę rozmawiać"

    Za kilka dni Halloween, a ja wciąż pracuję nad ukończeniem kostiumu. Sophie przebiera się za wampira, Jake - za pirata, a ja trzymam w sekrecie, kim będę. A to tylko dlatego, że mój wspaniały pomysł przerodził się w chorobliwie ambitny projekt, w którego realizację powoli tracę wiarę.
    Przede wszystkim byłam bardzo zaskoczona, że Taylor zdecydowała się urządzić takie przyjęcie, ale dzięki temu, mogłam zapomnieć chociaż o wydarzeniach z ubiegłego tygodnia.
    Tak więc Taylor wynajęła catering, by ktoś zajął się jedzeniem i piciem, a ja uczyniłam Jake'a odpowiedzialnym za muzykę i filmy oraz poprosiłam Sophie, by upiekła babeczki. Tym sposobem w komitecie zostałam tylko ja i Austin. Ciotka dała mi kartę kredytową, a także radę, bym się nie ograniczała.
     - To może powiesz mi w końcu, za kogo się przebierzesz?
     - Nie ma mowy - odpowiadam, mocując pajęczynę w rogu, a potem schodząc z drabiny, by obejrzeć swoje dzieło. - Skoro ty możesz mieć tajemnice, to ja też.
     - To cholernie niesprawiedliwe - Austin zakłada ręce i robi minę zabitego psiaka, która zawsze działa na mamę i tatę (na mnie nigdy).
     - Uspokój się, zobaczysz mnie na imprezie - mówię, podnosząc świecący w ciemności szkielet i rozplątując jego kończyny.
     - Twój chłopak też będzie?
    Wzdycham przesadnie głośno, przyczepiając kościotrupa blisko wejścia.
     - Przecież wiesz, że nie mam chłopaka. - odpowiadam choć już irytuje mnie ta gra, która jeszcze się na dobre nie rozpoczęła.
     - Daj spokój, przecież wiesz że nie jestem głupi - krzywi się Austin. - Nie zapomniałem jeszcze wielkiej debaty w sprawie durnej bluzy. W sumie, to jeśli sama nie chcesz mi powiedzieć, to i tak się dowiem. Pójdę do twojej szkoły...
     - Rany, nawet go nie zaprosiłam rozumiesz? On nawet nie jest moim chłopakiem. To po prostu nowy uczeń, który - jak myślałam na początku - okazał się całkiem fajny, ale potem zdałam sobie sprawę, że jest totalnym dupkiem i powiedzmy, że raczej dałam sobie spokój. Więc lepiej przestań się tak cieszyć i zabieraj się do pracy, okej?
    Kiedy już kończę zdanie, wiem, że za mocno się broniłam by brat mi uwierzył. Ale nie cofnę czasu i próbuję zignorować Austina, który skacze po pokoju i krzyczy:
     - Wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem!

    Kiedy już nikogo nie ma w pokoju otwieram szafę, rozpinam torbę, którą schowałam w tyłu, i wyjmuje z niej piękną, czarną suknię z dekoltem, lśniącymi rękawami za łokieć i super ciasnym gorsetem, opadającym w błyszczących swobodnych fałdach - dokładanie taki strój miała na sobie Maria Antonina na balu maskowym (oczywiście tylko w filmie z Kirsten Dunst). Kiedy już udaje mi się zapiąć zamek od tyłu, zakładam bardzo wysoką platynową blond perukę z czarnym piórem na czubku, maluję usta czerwoną szminką, a na oczy zsuwam przezroczystą czarną maskę. Zakładam jedynie długie kolczyki z górskimi kryształami. Kiedy już kostium jest kompletny, staję przed lustrem. Obracam się wiruję i uśmiecham, patrząc jak lśniąca czarna suknia faluje wokół mnie. Cieszę się że tak wspaniale wygląda.
     - A więc Maria Antonina - słyszę głos brata, którego obecnością jestem zaskoczona. - Nigdy bym nie zgadł. Bo przecież nie przepadasz na kokainą.
    Przewracam oczami.
     - Dla twojej informacji, Kirsten Dunst wcale nie wciągała Koki, to plotka i nie wierz w nią. - Tłumaczę bratu, gdy w lustrze widzę jego odbicie zastanawiam się skąd wziął, tak realistyczny kostium Thora.
     - To co, może czas przywitać gości? - wstaje łapiąc przy tym swój młot, tak prawdziwy że wydaje się jak wyciągnięty z filmu.

    Sophie przyszła z Evangeline, która (niespodzianka!) także przebrała się za wampira, a Jake przyprowadził Erica, chłopaka poznanego na zajęciach aktorskich, który wygląda na całkiem przystojnego pod satynową maską Zorro i peleryną.
     - Nie mogę uwierzyć, że nie zaprosiłaś Justina - mówi Sophie, kręcąc głową. Jest na mnie wściekła od tygodnia, odkąd dowiedziała się, że Justina nie ma na liście gości.
    Wzdycham przeciągle, zirytowana tym komentarzem. Jestem zmęczona tłumaczeniem oczywistego powodu i nie chce mi się znów przypominać przyjaciółce jak Bieber nas olał, nie tylko dołączając do grupy wzajemnej adoracji Olivii, ale także siadając obok niej.
     - I tak by nie przyszedł - mówię z nadzieją, że Sophie nie dosłyszy jak łamie mi się głos. - Na pewno poszedł gdzieś z Olivią albo z tą czarnowłosą dziewczyną, albo... - Urywam w pół słowa.
     - Czekaj, z jaką czarą? Jest jeszcze jakaś inna? - Sophie patrzy na mnie zaskoczona.
    Wzruszam ramionami. Justin może być w tej chwili z kimkolwiek. Wiem tylko, że nie ma go ze mną.
     - Szkoda, że go nie widziałaś. - Blondynka zwraca się w tej chwili do Evangeline. - Jest po prostu nieziemski. Przystojny, seksowny i zna się na dodatek na magii. - Wzdycha.
    Evangeline unosi brwi.
     - To chyba rzeczywiście jakiś magik. Nie ma tak idealnych facetów.
     - Justin  j e s t  idealny. Żałuj, że nie możesz go poznać. - Sophie patrzy na mnie krzywo, jednocześnie bawiąc się czarnym naszyjnikiem. - Ale jeśli przypadkiem go spotkasz, pamiętaj że jest mój. Zaklepałam go sobie, jeszcze zanim się poznałyśmy.
    Spoglądam na dziewczynę z którą przyszła moja przyjaciółka, na jej ciemną, mętną aurę, siatkowe rajstopy, króciutkie szorty i siatkową koszulkę.
     - Wiesz, mogłabym ci pożyczyć kły i trochę sztucznej krwi na szyję, i też mogłabyś być wampirem - proponuje mi Sophie, spoglądając na moje przebranie. Wiem, że w myślach się waha: jednocześnie chce być moją przyjaciółką, ale czuje pewność, że jestem też jej wrogiem.
    Kręcę więc tylko głową i prowadzę ich na drugą stronę pokoju z nadzieją, że Sophie spotka kogoś innego i szybko zapomni o Justinie.

    Taylor rozmawia z przyjaciółmi, Sophie i Evangeline popijają drinki, Jake i Eric tańczą, Austin bawi się batem Eric'a, podnosząc i opuszczając frędzelki, a potem sprawdzając czy nikt nie zauważył. Właśnie zbieram się, by dać mu znak, że ma natychmiast przestać, jeśli chce zostać na przyjęciu, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Oboje zrywamy się, by je otworzyć.
    Udaje mi się wyprzedzić brata, ale nie mam czasu by się tym cieszyć, bo w przejściu stoi Justin. W jednej ręce trzyma kwiaty, a w drugiej szpiczasty kapelusz: włosy ma jak zwykle postawione do góry, tylko tym razem lekko przekrzywione na bok, a zamiast swoich luźnych ciuchów ma białą bluzkę z żabotem, płaszcz ze złotymi guzikami i obcisłe bryczesy oraz czarne buty z czubkami. Przechodzi mi przez myśl, że Jake'owi spodobałby się ten strój, ale nagle zdaję sobie sprawę, za kogo przebrany jest Justin. Serce przestaje mi bić.
     - Hrabia Fersen - mamroczę pod nosem, ledwie wymawiając słowa.
     - Marie. - Uśmiecha się, skłaniając się nisko.
     - Ale.. to była tajemnica.. a ty nie byłeś nawet zaproszony - szepczę, zerkając Justinowi przez ramię. Szukam Olivii, czarnowłosej, kogokolwiek, bo przecież niemożliwe, żeby przyszedł tu dla mnie.
    Ale on znów się uśmiecha i podaje mi kwiaty.
     - W takim razie to bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności.
    Przełykam ślinę i odwracam się na pięcie, prowadząc chłopaka w głąb domu. . Mijamy salon, jadalnię i wchodzimy do halloweenowego pokoju, a ja dostaje krwistoczerwonych rumieńców a serce bije mi tak szybko, że mam wrażenie że zaraz mi wyskoczy z piersi.
     - Rany, Justin przyszedł! - woła Sophie i zaczyna machać do nas energicznie. Jej twarz rozjaśnia uśmiech - o ile to możliwe pod taką warstwą wampirzego pudru, z kłami i cieknącą krwią. Jednak kiedy zauważa, że Justin ma na sobie kostium hrabiego Axela Fersena, kochanka Marii Antoniny, uśmiech znika, a Sophie patrzy na mnie oskarżycielskim wzrokiem.
     - Kiedy zdążyliście się umówić? - pyta od razu, starając się brzmieć swobodnie, ale raczej ze względu na Justina, nie na mnie.
     - Nie umawialiśmy się - odpowiadam z płonną nadzieją, że uwierzy.
     - Absolutny przypadek - potwierdza Justin, obejmując mnie w pasie. I choć trzyma tam dłoń jedynie przez moment, sprawia że moje ciało zaczyna drżeć.
     - Ty pewnie jesteś Justin - wtrąca się Evangeline, podchodząc do niego i palcami wygładzając zmarszczki na białej koszuli. - Byłam pewna, że Sophie przesadza, ale najwyraźniej miała rację! - Śmieje się. - Za kogo się przebrałeś?
     - Za hrabiego Fersena - odpowiada ostro Sophie, patrząc na mnie spod zmrużonych powiek.
     - Nie znam. - Evangeline wzrusza ramionami, widzę tylko jak zabiera Justinowi kapelusz, a potem łapie go za rękę i odciąga na bok, bo chwilę później przyjaciółka się do mnie odwraca i syczy:
     - Nie mogę uwierzyć że to zrobiłaś! Wiesz dobrze, jak on mi się podoba. Zaufałam ci!
     - Sophie, przysięgam, że tego nie zaplanowałam.To po prostu zbieg okoliczności, nawet nie wiem co on tu robi. - robię chwilową pauzę by spojrzeć w oczy przyjaciółki, w których widzę tylko złość. - Posłuchaj, Justin mi się nie podoba. Jak mam cię o tym przekonać? Tylko powiedz, a zrobię wszystko.
    Sophie kręci głową i odwraca wzrok.
     - Nie musisz. - Wzdycha, mrugając gwałtownie, by powstrzymać łzy. - Już nic nie mów. Jeśli on cię lubi, to koniec, a ja nie mogę nic z tym zrobić. W końcu to nie moja wina, że jesteś mądra i ładna; facetom zawsze będziesz się podobać bardziej niż ja. Zwłaszcza gdy zobaczą cię bez kaptura. - Próbuje się zaśmiać, le kiepsko jej to wychodzi.
     - Przesadzasz, jedyne, co mam wspólnego z Justinem to upodobanie do filmów kostiumowych. Raczej nic więcej.
    Odwraca na chwilę wzrok, by popatrzeć na stojącą niedaleko nas Evangeline, potem odwraca się do mnie i mówi.
     - Tylko zrób coś dla mnie - wpatruje się we mnie swoimi, żółtymi od soczewek oczami. - Przestań kłamać. Kiepsko ci to wychodzi.
    Patrzę jak odchodzi, gdy dzwonek do drzwi odzywa się ponownie.
     - Cześć - Na ganku stoi jakaś kobieta i patrzy to na mnie, to na Austina.
     - Mogę w czymś pomóc? - pytam zauważając, że nie jest przebrana.

    Później okazało się że nieznajoma z czarną wydekoltowaną koszulką, obcisłymi dżinsami i baletkami. Jest bardzo miłą kobietą, i ku mojemu zdziwieniu okazała się medium.
    Najwyraźniej jej wizyta miała być dla gości atrakcyjną niespodzianką. Ale uwierzcie mi, że nikt nie był bardziej zaskoczony niż ja. Jakim cudem tego nie przewidziałam?
     - Świetnie, że udało ci się przyjechać. I widzę, że poznałaś już moją bratanicę. - Ciotka prowadzi Alice do pokoju, w którym ustawiono stół.,
    Idę za nimi, zastanawiając się czy pani medium wspomni na głos o moim zmarłym bracie. Ale Taylor prosi, bym przyniosła gościowi coś do picia, a kiedy wracam, Alice już pracuje.
     - Lepiej stań w kolejce, bo nie zdążysz - radzi Taylor, opierając się o ścianę.
    Kręcę tylko głową i mówię:
     - Może później.

    Zanurzam nos w kwiatach, które przyniósł - dwadzieścia tulipanów, oczywiście czerwonych. Wprawdzie tulipany zazwyczaj specjalnie nie pachną, ale te wydzielają oszałamiający, hipnotyzujący, słodki zapach. Wdycham go głęboko, zatracając się w ich aromacie i w głębi duszy przyznaję, że Justin mi się podoba. Naprawdę podoba. Nieważne, jak bardzo będę się starać i udawać, że jest inaczej - faktów nie zmienię.
    Siadam na fotelu przy basenie i układam wokół siebie suknię, patrząc, jak woda mieni się w świetle księżyca. Tak bardzo zatracam się w swoich myślach i niezwykłym widoku, że nie od razu zauważam, kiedy pojawia się Justin.
     - Cześć. - Uśmiecha się.
    I znów, gdy na niego patrzę, moje ciało ogarnia żar.
     - Fajna impreza. Cieszę się, że mogłem przyjść. - Siada koło mnie, ale ja nie odwracam wzroku od wody. Jestem zbyt zdenerwowana, żeby odpowiedzieć. - Ładna z ciebie Maria - dodaje, dotykając czarnego pióra w peruce.
   Oddycham głęboko i próbuje się zrelaksować.
     - A z ciebie niezły hrabia Fersen - odzywam się.
     - Proszę, mów mi Axel. - Śmieje się Justin.
    Policzyli ci ekstra za tę dziurę wyżartą przez mola? - pytam, pokazując ciemny punkt, śmiejąc się przy tym lekko.
    Justin patrzy mi prosto w oczy i odpowiada.
     - To nie mól. To jest dziura po artyleryjskiej kuli, dowód, że prawie umarłem.
     - Hm, jeśli dobrze pamiętam, to w tej scenie uwodziłeś akurat pewną ciemnowłosą kobietę. - Zerkam na Justina, przypominając sobie czasy, kiedy flirtowanie przychodziło mi bez trudu, przypominając sobie dziewczynę, którą kiedyś byłam.
     - W ostatniej chwili wprowadziliśmy zmiany - uśmiecha się. - Nie dostałaś nowego scenariusza?
    Uśmiecham się, myśląc jak dobrze jest w końcu odpuścić, zachowywać się normalnie.
     - I w tej nowej wersji jesteśmy tylko my. A ty, Mario, zachowujesz swoją uroczą główkę. - Czubkiem palca przeciąga po mojej szyi, docierając do samego ucha. - Czemu nie stanęłaś w kolejce do medium? - szepcze, muskając dłonią linię mojej szczęki, policzek, ucho.. Nachyla się bliżej, tak blisko, że nasze oddechy prawie się mieszają.
    Wzruszam ramionami i zaciskam wargi, pragnąc, by już zamilkł i w końcu do cholery jasnej mnie pocałował.
     - A czemu ty nie poszedłeś? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
     - To strata czasu - śmieje się. - Nie można czytać komuś w myślach ani przewidzieć przyszłości, prawda?
    Odwracam wzrok i patrzę na odbijający się w wodzie księżyc.
     - Rozgniewałem cię? - Justin podnosi dłonią mój policzek
     - Nie, nie rozgniewałeś mnie - odpowiadam, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
     - Co cię tak bawi? - pyt, odgarniając dłonią moje włosy, jakby szukał blizny na czole, co sprawia, że od razu się odsuwam. - Skąd ją masz? - pyta, cofając rękę. Patrzy na mnie tak szczerze i ciepło, że mam ochotę wszystko mu powiedzieć.
     Ale oczywiście tego nie robię.
     - Nie chcę o tym mówić - odpowiadam, patrząc się w wodę.
     - A o czym chcesz rozmawiać? - szepcze Justin, wpatrując się we mnie oczami głębokimi jak ocean, który przyciąga do siebie.
     - Wcale nie chcę rozmawiać. - Wstrzymuję oddech, kiedy jego usta dotykają moich.

~      ~      ~      ~  
Jakie to urocze <3
Dobra, więc wracam do was po prawie 2 tygodniach,
z nieco dłuższym rozdziałem. Jest to jeden z najdłuższych rozdziałów jakie napisałam.
Jestem mega zadowolona.
I chciałam podziękować za tyle miłych komentarzy po ostatnim roziałem *.*
Jak waszym zdaniem to wszystko się potoczy?
Czy Sophie dowie się o pocałunku?

5 komentarzy: